Schodzimy z wydm i jedziemy dalej do Nidy. Stajemy na jedynym na mierzei kempingu w Nidzie (koszt za kampera wyniósłby 127 litów, nam na szczęście udaje się przekonać recepcjonistkę, że Obłoczek to raczej przerośnięty mikrobus- dzięki temu płacimy 95 litów). Kemping bardzo zatłoczony, wyznaczone miejsca tak małe, że niemal potykamy się o sąsiadów. Czyli raczej nie polecamy...
Odpinamy rowery i jedziemy do Nidy. Z campingu do centrum wioski jest około kilometra, jednak droga wiedzie przez wysoką wydmę, więc trzeba trochę popedałować. Nida to całkiem ładna wioska, z dużym portem jachtowym od strony zalewu, wieloma tradycyjnymi drewnianymi domami i oczywiście mnóstwem straganów z pamiątkami dla turystów. Wstępujemy na chwilę wytchnienia przy bardzo dobrej kawie do restauracyjki na brzegu zalewu, po czym wracamy na kemping zrobić obiad...
Czas mija szybko, jednak jeszcze przed zmierzchem ponownie wskakujemy na rowery i jedziemy na plażę. Nie jest to wcale tak blisko- droga rowerem zajmuje około 10 minut. Schodzimy z wydmy i zdążamy akurat na piękny zachód słońca.